"Byłam dokładnie taką córką, o jakiej marzy każda kobieta: posłuszną, troskliwą, pracowitą. Moja mama właśnie tak mnie wychowała, a ludzie wokół zawsze gratulowali jej faktu, że wykonała tak świetną robotę.

Ale ja, dobra i dobrze wychowana dziewczyna, zerwałam z nią kontakt. I chociaż wiele osób nadal mnie osądza, to właśnie tak musiałam postąpić” — przekonuje 38-letnia Maja.

Na zdjęciach ślubnych moi rodzice wyglądają na szczęśliwych ludzi. Mama urodziła jak najszybciej, aby przywiązać męża do siebie. Ale małżeństwo rozpadło się po zaledwie czterech latach.

Czy było to spowodowane jej maniakalnym pragnieniem kontrolowania wszystkiego i wszystkich, czy też powodem była inna kobieta, do dziś nie wiem. Ale ta porażka, którą nazwała swoje nieudane małżeństwo, mocno uderzyła w jej ego.

Ja, jej córka, nieustannie przypominałam jej o tej „porażce”. Życie z moją matką nie było łatwe, ponieważ starała się zrobić ze mnie idealną córkę. Taką, której nikt nie wstydziłby się pochwalić.

Zapisała mnie na tańce. Nie byłam z tego zadowolona, nie sprawiało mi to przyjemności. Ale nie odważyłam się tego powiedzieć i posłusznie poszłam.

Nie odkryto we mnie żadnego szczególnego talentu, nie zajmowałam pierwszych miejsc w konkursach. W końcu moja matka poddała się, decydując, że z takim ojcem i tak nic ze mnie nie będzie. Kolejna porażka.

Córka czy największa porażka?

W końcu stałam się przyczyną wszystkich jej kłopotów. Byłam wytłumaczeniem jej problemów z mężczyznami i przepustką do samotnej starości.

Od niej dowiedziałam się, że mam przeciętną urodę i nikt na mnie nie spojrzy. A widok mnie w prawie każdej sukience sprawiał, że unosiła pogardliwie brew i zaciskała usta - mówi młoda kobieta.

Jej zamiłowanie do kontroli przejawiało się we wszystkim. W wieku 15 lat musiałam chować rzeczy tylko w określony przez nią sposób, a ona regularnie sprawdzała moje kieszenie i torby pod kątem wszelkich "zakazanych" przedmiotów. Dotyczyło to nie tylko papierosów, ale nawet gumy do żucia i głupich zwitków papieru od znajomych.

Powiedziała, że przygotowuje mnie do niebezpiecznego i pełnego wyzwań dorosłego życia. Ale nawet dzisiaj, kiedy patrzę wstecz i oceniam swoje życie, wydaje mi się, że moją największą trudnością była ona.

A jednak nie mogę nazwać jej nieczułą, bezduszną czy złą. Po prostu nie umiała być miła. Być może powodem tego było jej trudne życie. W tamtych czasach ciężko było samotnie wychowywać dziecko.

A kiedy moi koledzy z klasy uważali chleb i cukier za rarytas, u nas w domu nie brakowało mięsa, masła i innych rzeczy. Mogłam chodzić na płatne kółka i dobrze się ubierać.

Ale to mi nie wystarczało. Zazdrościłam mojej przyjaciółce Sylwii, dla której mama była najbliższą przyjaciółką. Chciałam siedzieć z mamą w kuchni, pić herbatę, słuchać jej opowieści o młodości, przyjaciołach i kolegach z klasy.

Chciałam, żeby głaskała mnie po głowie i uśmiechała się w ten sam sposób. Ale moje życie z matką było inne. Ona wierzyła w inne wartości.

Czy czas może wszystko zmienić?

Przez lata nic się nie zmieniło. Wyszłam za mąż, ale moja matka była niezadowolona: mój małżonek niby był nieudacznikiem, moja praca była mało obiecująca, a my nawet nie powinniśmy mieć dzieci. Mimo to urodziłam córkę.

Dziecko wydawało mi się najcudowniejsze na świecie. Ale świeżo upieczona babcia od razu stwierdziła, że włosy wnuczki są jakieś rzadkie, uszy też odstają (jak u mnie) i nie wyróżnia się inteligencją (jak ja)".

Bez względu na wszystko, matka domagała się mojej uwagi. Musiałam ją odwiedzać co tydzień. Kiedy tego nie robiłam, natychmiast byłam oskarżana o niewdzięczność. Posiadanie dziecka jej nie przeszkadzało. Nadal wierzyła, że jestem jej wieczną dłużniczką i dlatego najpierw muszę myśleć o niej, a potem o wszystkich innych.

Ostatnią kroplą przepełniającą czarę goryczy był jej "genialny" pomysł, by sprzedać nasze mieszkanie, bo chce kupić mniejsze, a pozostałe pieniądze zainwestować w biznes przyjaciółki.

Miałam podpisać jakieś papiery. W międzyczasie moja matka planowała zamieszkać z moim mężem i ze mną. Perspektywa ponownego zamieszkania z matką pod jednym dachem sprawiła, że się zbuntowałam. Moje argumenty, że to niemądre posunięcie, które może pozostawić ją zarówno bez pieniędzy, jak i bez miejsca do życia, nie przekonały jej.

Oskarżyła mnie o niewdzięczność. Twierdziła, że tylko czekam, aż umrze, żebym mogła przejąć mieszkanie. To było zbyt wiele nawet jak na nią. Wyrzuciłam wtedy z siebie wszystko, co zawsze chciałam powiedzieć, ale nigdy nie miałam odwagi...

Konsekwencje kłótni

Wracałam do domu jak we mgle. Moja córka płakała w wózku, a ja krzyczałam na nią na ulicy. Płakała jeszcze mocniej, co tylko mnie rozzłościło. W domu powiedziałam ostre słowa mojemu mężowi od progu i wyzywająco zamknęłam się w swoim pokoju.

Potem długo nie mogłam zasnąć. Wstydziłam się przed mężem. Szczególnie wstydziłam się przed córką. To było tak, jakbym już przeżyła ten moment, tylko zamiast przerażonego i płaczącego dziecka byłam mała ja.

Tej nocy zdałam sobie sprawę, że nie chcę już zatruwać sobie życia. Nie chciałam słuchać wyrzutów i aroganckich argumentów mojej matki o tym, jacy wszyscy są głupi i puści. Przestałam odbierać od niej telefony, odwiedzać ją i przynosić jej zakupy. Ma dach nad głową i stabilny dochód, nic jej nie będzie. A jeśli coś się stanie, kuzyn obiecał, że da mi znać.

Swoją drogą, tylko moja siostra, mąż i bliski przyjaciel poparli mój wybór. Krewni, gdy dowiedzieli się, że nie mam kontaktu z matką, sami przestali się do mnie odzywać. Nawet ludzie, których nie znam zbyt dobrze, reagują z krzywą miną. Widzę, jak kiedy dowiadują się, że nie mam kontaktu z matką, zmieniają swoje nastawienie do mnie. Oczywiście na gorsze.

"Nie mam siły ich przekonywać. Nie mogę opowiedzieć wszystkim historii mojego życia. Nie, nie mszczę się na nikim i nikogo nie karzę. Nie jestem dumna z tego, co zrobiłam. Ale chcę chronić moją rodzinę (a zwłaszcza córkę) przed tym, przez co sama przeszłam. Nareszcie moje życie nie jest już polem bitwy. I to jest najważniejsze", podsumowała Maja.

Główne zdjęcie: wazne