„Kiedy moja teściowa sama zaproponowała, że popilnuje naszej Dominiki, kiedy my będziemy pracować, strasznie mi ulżyło.
Ostatnio brakowało pieniędzy, a ja musiałam pilnie iść do pracy. Nie chciałam zostawiać naszej dwuletniej córeczki z byle kim. Spadła nam z nieba” - pisze Sylwia.
"Ale sielanka trwała dwa miesiące. W te święta odwiedziliśmy teściową, była też jej córka. Obie zaczęły mnie uczyć, coś doradzać, opowiadać...
Nie wytrzymałam i powiedziałam im wszystko, co myślę. W końcu się pokłóciłyśmy, wzięłam dziecko i poszłam do domu.
A wieczorem, kiedy już poszliśmy z mężem spać, zadzwoniła teściowa i powiedziała, że skoro jest taka zła i niedobra, to nie ma potrzeby przychodzić do niej po pomoc.
"I radźcie sobie sami z dzieckiem, ja mam wystarczająco dużo własnych zmartwień" - powiedziała i rozłączyła się. Nawet nie zdążyłam się sprzeciwić".
„Mąż tylko załamał ręce. Gdy tylko dochodziło do kłótni, natychmiast stawał po stronie mojej matki. Teraz mówi, że to moja wina, kiedy nie powstrzymałam się podczas wizyty.
A jego matka nie musi zajmować się naszym dzieckiem. Mówi, że powinniśmy być jej wdzięczni, że tak bardzo nam pomogła.
Wspaniale! Ja muszę iść do pracy, a dziecko zostawić z nikim. Teściowa postawiła nas w tak beznadziejnej sytuacji, a my mamy się przed nią płaszczyć?
Po prostu nie wiem, co robić. Przecież Dominikę mogę oddać do przedszkola dopiero we wrześniu. A do września co mam robić?”.
„Moja mama pracuje tak samo jak ja - od poniedziałku do piątku. Nie mamy pieniędzy na nianię. Czasu, żeby ją znaleźć też nie.
Mąż nic nie proponuje, tylko nalega, żebym pogodziła się z teściową, ale ja nie chcę tego słuchać. Dziś mówi jedno, a jutro wymyśli coś innego.
Jestem pewna, że moja wspaniałomyślna teściowa jest po prostu zmęczona siedzeniem z wnukiem, więc zaaranżowała wszystko tak, żebym to ja była winna.
Ma swoje zmartwienia. A jakie zmartwienia ma emerytka? Zwłaszcza zimą, kiedy nigdzie nie wychodzi..." - oburza się młoda kobieta
Główne zdjęcie: pbox