Nie miałam pojęcia, że zwykły, niczym niewyróżniający się rodzinny obiad zamieni się w prawdziwy cyrk. Powiedziałam tylko mężowi, że kończą nam się pieniądze, a nasza córeczka potrzebuje nowych butów na jesień.
- Jak ty w ogóle zarządzasz swoimi pieniędzmi? Dałem ci kasę kilka dni temu. Na co niby ją wydałaś? - agresywnie zapytał mąż.
Nie kłócę się, coś tam mi dawał. Ale ja z tego muszę zapłacić rachunki, internet, zrobić zakupy, kupić różne rzeczy kosmetyczne, szampon, pastę do zębów. Za ostatnie grosze kupiłam nam z córką kawałek ciasta. To też powiedziałam mężowi.
- Trzeba nauczyć się planować budżet, a nie wydawać na lewo i prawo. Możesz poszukać promocji albo w ogóle czegoś nie kupować. Dam ci jeszcze trochę, ale nic więcej w tym miesiącu nie zobaczysz. Lepiej to dobrze rozplanuj. - mąż rzucił banknot na stół, trzasnął drzwiami i wyszedł.
Tyle pieniędzy w życiu nie wystarczyłoby na tydzień. Ale jeśli w ten sposób mój mąż chciał mnie czegoś nauczyć, to niech wie, że ja też nie jestem popychadłem. Spakowałam rzeczy córki w pół godziny, samochód mamy stał już zaparkowany pod domem. Zabrała wnuczkę do siebie na 1-2 tygodnie.
Upór i chamstwo męża od samego początku ciąży nie dawały mi spokoju. Gdy tylko straciłam pracę, poczuł się jak dobroczyńca. Potem pojawiły się zwroty "dlaczego nie możesz oszczędzać", "gdzie wydajesz całe pieniądze" i moje ulubione - "ja pracuję, a ty siedzisz w domu, dlaczego mam ci pomagać".
Początkowo bardzo, bardzo czekałam na moment, w którym będę mogła posłać córkę do przedszkola. W tamtym czasie moja mama nie przeszła jeszcze na emeryturę, więc nie mogła zajmować się wnuczką.
Rodzice męża mieszkają daleko od nas. Ale niedawno mama odeszła z pracy, a ja w końcu poczułam, że mogę działać. Dostałam pracę w moim starym miejscu, gdzie zostałam bardzo ciepło przyjęta. Oczywiście średnia krajowa nie jest szczytem marzeń, ale w takiej sytuacji byłam z siebie dumna.
Pracę miałam zacząć za kilka dni. A w międzyczasie mogłam uporządkować papierkową robotę i dokończyć swoje sprawy. Wróciłam więc szczęśliwa do domu, gdzie czekał na mnie niezadowolony mąż. Siedział przy stole, popijając herbatę z krzywą miną. Nie miał nic do jedzenia.
Nie dotknęłam tych pieniędzy, które rzucił na stół, nadal tam leżały. Mama dała mi trochę jedzenia, żebym nie chodziła głodna.
- Co to za przedstawienie? Co próbujesz udowodnić? - zastanawiał się mój mąż.
- Wróciłam do pracy, pojutrze zaczynam. A córka zostanie z babcią, stęskniła się za nią. Dobrze wiesz, że oszczędzanie nic nie daje. Muszę zarabiać, żeby utrzymać rodzinę. - Odpowiedziałam nonszalancko.
- No proszę, znalazła się pracownica roku - kuchnię wypełnił sarkastyczny niski śmiech. - Może wystarczy na papier toaletowy, ale nie na jedzenie. Kolacja będzie wieczorem?
- Tak, wielka uczta - pokazałam mu torebkę ryżu. - Śmiało, przyłącz się.
Przymrużył oczy, pokręcił głową i pobiegł do sklepu po kiełbaski. A w nocy powiedział, że ta głupota tylko pogorszy moje samopoczucie. Postanowiłam nic nie mówić.
Nadchodzący miesiąc był dość burzliwy. Cisza przed burzą, potem głośne kłótnie i awantury. Ale moja mama bardzo mi pomogła. Zajęła się dzieckiem, żeby nie musiała patrzeć na to co się dzieje. Oczywiście mama też nie pochwalała moich działań, ale jestem już na tyle dorosła, że potrafię obejść się bez rad i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Pracując w pełnym wymiarze godzin, znalazłam również dodatkowy dochód zdalnie. Mogę szczerze powiedzieć, że pracowałam bardzo ciężko i starałam się robić wszystko dokładnie. Ale wciąż miałam całkiem dużo czasu. Tę posadę przyjęłam właściwie ze względu na ludzi, cały zespół. Wszyscy są bardzo przyjaźni i już wszystkich znałam. Pomogą radą, herbatą, a w razie czego pożyczą grosza.
Ale mąż ciągle próbował przemówić mi do rozsądku. Miał problem, że ciągle mnie nie ma w domu, wszędzie jest brudno i nie radzę sobie z obowiązkami domowymi. No i zostawiłam dziecko z emerytowaną babcią. Jaka była moja reakcja? Przymrużyłam oczy, uniosłam brwi i powiedziałam, że ja też pracuję i jestem zmęczona. Dlaczego mam wszystko robić sama?
- Gdzie ty niby pracujesz? Pijesz herbatę z babami w swojej ruderze, a potem w domu z inteligentną miną przeglądasz internet. Też mi praca! Gdzie jest niby twoja wypłata? - powiedział mąż kpiącym tonem.
Wszystko zmieniło się, gdy przyniosłam do domu swoją pierwszą pensję z dwóch prac. Wtedy jego sarkazm trochę przygasł. Moja wypłata była tylko o kilkaset złotych mniejsza od jego.
- Zobaczymy, jak długo utrzyma się twój entuzjazm. - Z mniejszą pewnością siebie mój mąż próbował zranić moje uczucia.
Minęły cztery miesiące. Robiłam wszystko, co mogłam, wylewałam siódme poty. A teraz moja pensja jest wyższa niż męża. Nie o wiele, ale mimo wszystko większa. Pogodziłam wszystko, nauczyłam się zawozić córkę do przedszkola, sprzątać i przygotowywać obiady. Jednak większość obowiązków domowych nadrabiałam w weekendy.
Udało mi się zaangażować męża w obowiązki. Na początku było trochę ciężko, próbował mówić, że mężczyźni nie sprzątają.
- I niby czemu nie powinieneś sprzątać?
- Bo pracuję ja wół, przynoszę pieniądze do domu. - kolejna oklepana fraza powtarzana przez lata.
- Tak, tylko że ja też "pracuję jak wół". Ale wciąż mam czas na sprzątanie domu i opiekę nad dzieckiem. Teraz wszystko spadło na moje barki. I to niby ty jesteś głową rodziny?
Tak wtedy krzyczał, że zdarł sobie głos. Ale ja jestem tak samo uparta. Dopóki nie byliśmy sobie równi, musiałam to znosić. Ale teraz szala się wyrównała. Nie będę dłużej popychadłem. Kocham go i nie chcę w żaden sposób zniszczyć naszej rodziny. Ale nie pozwolę też, by mnie upokarzał.
Główne zdjęcie: wazne