Wszystko było dobrze, aż do pewnego momentu. Moja własna córka chce mnie wyrzucić z własnego mieszkania. Wydaje mi się, że to ze złośliwości. Być może mężczyźni mają rację mówiąc, że po porodzie kobieta bardzo się zmienia?
Myślę, że problem nie jest związany z hormonami, ale z tym, co dzieje się w głowie. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale są takie przypadki. Mam dwie córki. Starszą i młodszą. Obie są już dorosłe i mieszkają osobno.
Przyzwyczaiłam się do tego, że mieszkam sama po tym, jak mój mąż nagle zmarł. Od tamtej pory nie wchodziłam w żadne związki romantyczne, nie prosiłam nikogo o pieniądze, by zorganizować pogrzeb. Poradziłam sobie sama. Jak na razie jeszcze nie jestem emerytką. Więc niezależnie od mojego samopoczucia, muszę pracować.
Z jednej strony pochłania to mnóstwo sił i energii, ale z drugiej - przynajmniej jestem w stanie opłacić wszystkie rachunki, mieszkając we własnym trzypokojowym mieszkaniu. Do tego nie głoduję. Co prawda na więcej mi nie starcza. Oto co się stało. Moja starsza córka urodziła dziecko. Oczywiście było to bardzo szczęśliwe wydarzenie. Wydałam wszystkie swoje oszczędności na prezent i przyjechałam w odwiedziny.
Chciałam zobaczyć dziecko, wesprzeć córkę, uczestniczyć w ich życiu. Jednak córka była negatywnie nastawiona. Klaudia podziękowała mi za prezent, ale powiedziała, że ma już dość czekania. Jak długo jeszcze mają wynajmować kawalerkę, podczas gdy ja mam własne trzypokojowe mieszkanie? Mało brakowało, a wieczór zakończyłby się awanturą.
W każdym razie Klaudia chciała, żebym jak najszybciej sprzedała mieszkanie, by każda z naszej trójki dostała swoją część spadku - ona, jej siostra Natalia i ja. Uważa, że najwyższy czas coś zmienić w swoim życiu. Natalka, która również wynajmuje mieszkanie, nic nie powiedziała na ten temat. Wszystko jej odpowiada i nie domaga się spadku.
Co dziwne, w dzieciństwie to właśnie młodsza córka była najbardziej kapryśna. Najwyraźniej wszystko przez to, że jeszcze nie urodziła. Postanowiłam, że najlepiej będzie zwołać naradę rodzinną. Będzie tylko nasza trójka. Zasugerowałam następujące rozwiązanie.
Jeśli Natalia nie ma nic przeciwko temu, niech Klaudia wprowadzi się wraz z rodziną do mnie. Powinni czuć się komfortowo we trójkę, mając dwa własne pokoje. Niech tylko nie zapominają o płaceniu czynszu. W ten sposób będą mogli zaoszczędzić, poczekać na spadek albo wziąć kredyt hipoteczny i kupić własne mieszkanie. Wszystko zależy od tego, jaki mają budżet.
Natalia od razu się zgodziła. Nie zamierzała się kłócić z tego powodu, ponieważ, jak się później okazało, planowali z mężem przeprowadzić się do innego kraju. Można byłoby powiedzieć, że świetnie się układa.
Jednak to był dopiero początek. Wtedy Klaudia wyraziła swoje zdanie. Wygłosiła długie przemówienie o tym, jak trudno byłoby im mieszkać ze mną. Jak wyglądałoby gotowanie jedzenia, opłaty za media i tak dalej.
Poza tym, co jeśli Natalka zmieni zdanie, zajdzie w ciążę i będzie chciała otrzymać swoją część spadku? Co wtedy? Mimo że młodsza córka obiecała, że nie zmieni zdania i można się o to nie martwić, starsza twardo obstawała przy swoim. Ta sytuacja przypomina bajkę o łabędziu, szczupaku i raku.
Ale najsmutniejsze dla mnie jest to, że za 1/3 nie kupię żadnej kawalerki. Nie mam żadnych oszczędności. Co mam teraz zrobić, zostać bez dachu nad głową? Klaudia powiedziała, że mogę dołożyć swoją część do części Natalki i kupić sobie mieszkanie. Mogłybyśmy mieszkać razem.
Według niej nie ma żadnej różnicy, skoro wcześniej zaproponowałam jej taką opcję. Nie wiem co mam jej powiedzieć. Ręce już mi opadają, a do oczu napływają łzy. Ale z drugiej strony to moje dzieci. Młodsza córka w żaden sposób nie wyraziła mi swojego niezadowolenia.
Uznała, że dopóki jej problemy mieszkaniowe i materialne nie zostaną rozwiązane, nie ma sensu decydować się na dziecko. Dlatego nie ma nic przeciwko. Nie chcę jej zawieść. Proszę o poradę co zrobić w takiej sytuacji, gdyż jestem załamana. Klaudia jest gorsza od windykatora. Ciągle wydzwania, potrafi przyjść niespodziewanie, nawet zabiera ze sobą dziecko.
Wnuczek nie jest niczemu winny, prawda? Mam nadzieję, że wszystko zostanie jakoś rozwiązane. Najbardziej frustrujące są kłótnie z własnymi dziećmi. Nikomu bym tego nie życzyła.
Główne zdjęcie: takprosto