Niektóry stają się sierotami jeszcze, kiedy ich rodzice żyją. Kiedyś myślałam, że dotyczy to tylko dzieci ludzi z marginesu: alkoholików, narkomanów lub bezdomnych. Okazało się jednak, że nawet w normalnych rodzinach rodzice mogą dobrowolnie zrezygnować z własnego dziecka.
Na przykład, jeśli podejmuje się ważne decyzje bez ich zgody. I to jest właśnie mój przypadek. Trzy lata temu wyszłam za mąż. Moi rodzice nie zaakceptowali mojego narzeczonego, ponieważ nie był "z naszego środowiska". Tylko że moi rodzice sami dorobili się jakieś 15 lat temu.
Kiedy moi rodzice pobrali się, nie mieli grosza przy duszy. Na początku wynajmowali pokój, a potem udało się uzbierać na mieszkanie. Szukali swojego miejsca w życiu i tego, jak na nie zarobić: wymieniali waluty, sprzedawali podróbki z zagranicy, próbowali otworzyć kawiarnię.
Cały ten czas dziadkowie wspierali mamę i tatę, pożyczając pieniądze, spędzając całe dnie ze mną. W końcu im się udało i wszystko nabrało rozpędu. Wykupili tkalnię za bezcen, którą potem przekształcili i zaczęli wynajmować jako magazyn.
Gdy tylko sytuacja materialna rodziny zaczęła się poprawiać, zmieniło się również moje życie. Mama nalegała, abym przeniosła się do szkoły prywatnej z naciskiem na języki obce. Kupili mi drogie lalki i urządzili prawdziwy pokój księżniczki.
Później dostałam się na filologię angielską. Po ukończeniu studiów rodzice planowali wysłać mnie do Wielkiej Brytanii, aby kontynuować naukę.
Ciągle mówili, że wkrótce będę mogła aktywnie uczestniczyć w naszym rodzinnych interesach. Ale wszystkie ich plany runęły, gdy zakochałam się w Dominiku. Nie, nie pochodził z zamożnej rodziny i uczył się na kucharza.
Poznaliśmy się na imprezie u przyjaciół. Szczerze mówiąc, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Dominika, nogi się pode mną ugięły. Nawet bałam się oddychać w jego obecności. Na szczęście okazał się prostym i nieśmiałym chłopakiem. Dla nas obojga to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Zaczęliśmy się ze sobą spotykać, chodzić na randki. Dominik uczył się i jednocześnie pracował jako asystent kucharza w jednej z restauracji. Uwielbiał gotować, co od razu mnie zachwyciło. Po pół roku mi się oświadczył, a ja oczywiście się zgodziłam.
Do tego dnia nie mówiłam rodzicom o Dominiku, ale teraz postanowiłam pochwalić się mamie moim skromnym pierścionkiem i szczęściem. Ale odpowiedzią nie były gratulacje, tylko pretensje.
"Czy nie rozumiesz, że ten chłopak nie jest dla ciebie? Powinnaś wybrać bogatego chłopca, nie uważasz?" - zapytała mama. "Ale ja go kocham, a on jest naprawdę dobry. Zrozumiesz to od razu, jak go zobaczysz," powiedziałam.
„No pewnie i jeszcze czego! Nie zamierzam się z nim widzieć. Na pewno zrozumiał, że znalazł dziewczynę z dobrej rodziny i postanowił na tym skorzystać. A ty, naiwna, dałaś się nabrać" - nie dawała za wygraną matka. "To nieprawda! wykrzyknęłam nie wytrzymując. "Dominik nie wie, kim są moi rodzice. On po prostu mnie kocha."
"Kochanie, ile dziewcząt już złapał na ten tekst? - złośliwie dodała matka. "W skrócie: albo rezygnujesz z tego swojego Dominika, albo możesz zapomnieć o naszym wsparciu finansowym. I nie licz na spadek."
"Ale to niesprawiedliwe," - jęknęłam. "Przecież wy sami zaczynaliście od zera z ojcem, a wasi rodzice pomagali wam we wszystkim. Dlaczego nie chcecie mnie wesprzeć?". "Powiedziałam już wszystko, co miałam do powiedzenia, a ojciec w pełni mnie popiera," - surowo podsumowała matka.
Rozpłakałam się oczywiście i tego samego dnia odeszłam z domu. To była moja pierwsza próba protestu i noc poza domem. Zamieszkałam w wynajętym mieszkaniu razem z Dominikiem. Następnego dnia zadzwonił do mnie tata. Wydawało mi się, że chce się pogodzić. Ale ojciec powiedział tylko suchym tonem:
"Cześć, córeczko. Nie zmieniłaś zdania co do ślubu?" "Nie, nie zmieniłam" - odpowiedziałam. "Kocham Dominika i chcę być z nim." "Radzę ci przemyśleć tę decyzję. A jeśli o nas chodzi to nie licz na jakąkolwiek pomoc” - powiedział mi tata i się rozłączył.
Wpadłam w histerię. Nie mogłam uwierzyć, że moi najbliżsi, moi najdrożsi ludzie tak łatwo mnie odrzucili. Popłakałam się, ale potem stwierdziłam, że prędzej czy później mama i tata się złagodzą, a wszystko wróci do normy.
Wkrótce potem Dominik i ja wzięliśmy ślub. Ślub był skromny: tylko rodzice pana młodego i kilku naszych przyjaciół. Kilka miesięcy później skończyłam studia i znalazłam pracę. Dominika awansowali, został szefem kuchni.
Życie zaczęło układać się dobrze. Ale moi rodzice nadal ze mną rozmawiali sucho i zdawkowo. W najlepszym przypadku dzwonili w święta, a w najgorszym ignorowali nawet moje smsy. A po roku zaszłam w ciążę.
Kiedy mama dowiedziała się o naszym powiększeniu rodziny, nieco się rozluźniła. Zaczęła dzwonić częściej i pytać o moje samopoczucie. Wydawało mi się, że mur między nami stopniowo się kruszy. Rodzice nawet przyjechali do mnie i córeczki do szpitala. Ale nadal patrzyli na Dominika z góry.
Zostałam na urlopie macierzyńskim w domu, a po pół roku wybuchła pandemia. Mój mąż stracił pracę i zaczął błądzić po różnych restauracjach w poszukiwaniu pracy. Zrozumiałam, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, więc postanowiłam przełknąć swoją dumę i poprosić o pomoc rodziców. Jednak spotkało mnie rozczarowanie.
„Jesteś teraz mężatką, więc powinnaś ponieść konsekwencje swojego wyboru" - powiedziała mi mama. Zamurowało mnie. Oczywiście, wiedziałam, że będzie mnie winić za małżeństwo, ale nie spodziewałam się takiego obojętnego podejścia.
To była druga taka chwila w moim życiu, kiedy czułam się jak sierota. W końcu wyszliśmy z Dominikiem na prostą. Zaczęłam pracować zdalnie. Teraz nasza córka ma dwa i pół roku.
Jeszcze nie chodzi do przedszkola, a niedawno otrzymałam bardzo dobrą ofertę pracy jako tłumaczka. Teraz pojawia się pytanie, kto będzie się opiekował naszą małą dziewczynką? Nie mamy pieniędzy na nianię, a rodzice Dominika też są zajęci cały dzień w pracy.
Znowu zwróciłam się do mojej mamy, prosząc ją, żeby posiedziała z wnuczką kilka dni w tygodniu. Ale matka przypomniała mi o moim wyborze męża i znowu odmówiła pomocy. Po tym wszystkim zablokowałam ich numery.
Dałam im mnóstwo szans na powrót do mojego życia, na pogodzenie się, ale nie skorzystali z nich. Nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego są tak uprzedzeni do Dominika, sami zaczynali od zera, a my nie zamierzamy ciągnąć od nich kasy. Ale widocznie nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie.
Główne zdjęcie: wazne