Wyszłam za mąż z miłości. Przed ślubem spotykaliśmy się przez trzy lata i ani razu nie zwątpiłam w tego człowieka, ale na wszystko potrzeba czasu...
Żyło nam się bardzo dobrze, pracowaliśmy, snuliśmy plany na życie, a potem urodziło nam się dziecko. Oczywiście wyobrażałam sobie swoje życie trochę inaczej.
Marzyłam o tym, żeby najpierw osiągnąć sukces zawodowy, a dopiero potem iść na urlop macierzyński. Szkoda, ale wszystko potoczyło się trochę inaczej. Wszystkie moje marzenia i plany runęły w jednej sekundzie.
Mój mąż zawsze marzył o dzieciach, mówił, że bardzo chce mieć wreszcie syna. Obiecał pomóc przy dziecku i nie sprawiać mi przykrości, choć dobrze wiedział, że najpierw chcę dostać awans. Naprawdę chciałam rozwinąć swoją karierę, ale pewnego dnia zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym.
Mąż był taki szczęśliwy, mówił, że wszystko będzie dobrze, że pomoże przy dziecku, a nawet obiecał zarabiać więcej, żeby niczego nam nie brakowało. Musiałam iść na urlop macierzyński. Nie doczekałam się awansu. Niestety, nie udało mi się osiągnąć sukcesu, ale mój mąż zawsze powtarzał, że wszystko będzie dobrze i będę mogła wrócić do pracy. Wierzyłam mu.
Liczyłam na to, że po roku urlopu macierzyńskiego zatrudnię nianię i wrócę do pracy, ale mój mąż nie chciał o tym słyszeć. Zawsze powtarzał, że opiekunka sporo kosztuje i w ogóle nie powinno się zostawiać syna pod opieką obcej osoby.
Kiedy tylko urodziło się dziecko, zdałam sobie sprawę, że cała opieka i wychowanie spadły na moje barki. Mój mąż w ogóle mi nie pomagał. Na początku mówił, że boi się wziąć dziecko na ręce, gdyż jest takie małe.
Cóż, postanowiłam trochę poczekać, ale kiedy dziecko podrosło, mój mąż wymyślił nowe wymówki - dziecko ciągle płacze, a przez to on się nie wysypia i czuje się okropnie. Tak było cały czas. Jedyną rzeczą, którą mój mąż czasami robił po powrocie z pracy, było położenie się na kanapie i potrząsanie grzechotką przez kilka minut, aby jakoś zająć dziecko.
Dziecko rośnie i zaczyna się dużo ruszać, ale mój mąż nawet nie pomyślał, żeby wstać z kanapy. Teraz nasz syn już ma rok. Owszem, to grzeczne dziecko i w zasadzie nie ma z nim żadnych problemów, ale szczerze mówiąc, czasami chciałabym poświęcić trochę czasu sobie.
Chcę gdzieś wyjść z przyjaciółkami i ogólnie oderwać się od szarej rzeczywistości, ale nikt nie chce mi w tym pomóc. Wydaje mi się, że mam depresję. Odnoszę wrażenie, że mój mąż w ogóle mnie nie rozumie i za każdym razem, gdy poruszam ten temat słyszę tylko, że przecież cały czas jestem w domu i generalnie nie mogę być zmęczona.
Jest mi bardzo ciężko wychowywać dziecko i ogarniać dom. Dlaczego on nie może tego zrozumieć? Pewnego razu, gdy byłam już kompletnie wyczerpana, postanowiłam zwrócić się o pomoc do teściowej, ale spotkałam się z dość dziwną odpowiedzią z jej strony.
Teściowa powiedziała, że nie ma nic złego w tym, że mój mąż nie pomaga mi przy dziecku, że wcale nie musi tego robić. Według niej zawsze tak było, dzieci były wychowywane tylko przez kobiety, a mężczyzna był i nadal jest żywicielem rodziny.
Czy czegoś mi brakuje? Byłam zszokowana. To tak jakbyśmy nadal żyli w średniowieczu, gdzie kobiety nie mają żadnych praw. Rozumiem, że to jej syn i będzie go wspierać, ale zawsze myślałam, że traktuje mnie dobrze i w tym trudnym momencie będzie po mojej stronie. Wygląda na to, że znowu się myliłam. Jak mogłam pomyśleć, że mnie wesprze?
Po wysłuchaniu tego co powiedziała teściowa, zwróciłam się do mojej mamy, ale jej odpowiedź była taka, że mąż nie ma obowiązku zajmować się dzieckiem, jest obowiązek matki. Powiedziała, że nigdy nie było czegoś takiego, że to mężczyzna powinien zajmować się dzieckiem.
Dlaczego nie chcą zrozumieć, że ja po prostu chcę odpocząć, przynajmniej jeden dzień w tygodniu? Mój mąż pracuje po 8 godzin przez 5 dni, a ja siedzę z dzieckiem 24/7.
Najbardziej uraziło mnie to, że mąż i moja własna matka uważają, że nie jestem zmęczona, gdyż mówią, że nie da się zmęczyć siedząc w domu. Mogłabym wrócić do pracy, gdyby nie dziecko. Jestem bardzo zmęczona...
Czasami po prostu mam ochotę zamienić się z mężem, chociaż na jakiś czas, żeby to on mógł zająć się dzieckiem przez kilka dni, a ja mogłabym pójść do pracy. Może dopiero wtedy zrozumie, że zajmowanie się dzieckiem nie jest łatwym zadaniem, że pod koniec dnia padam z nóg.
Jestem bardzo zawiedziona, że nie tylko mąż mnie nie rozumie, ale też mama i teściowa. Liczyłam na ich wsparcie, przecież też są kobietami i powinny mnie rozumieć.
Główne zdjęcie: str