Za życia mojej teściowej nie było żadnych problemów. Ale kiedy zmarła, nagle się pojawiły. Nie mogę jej za to winić, ale te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane. Jeśli nie uda mi się nic zmienić w ciągu najbliższych kilku miesięcy, będę musiała odejść od męża. Wtedy dojdzie również do rozwodu.
Relacje męża i jego matki były dość dziwne. Zbyt bliskie. Przez całe życie starał się zasłużyć na jej uwagę, aprobatę i podziw. Najbardziej martwiły go pytania: co powie matka? Czy by to zaakceptowała? Prawdopodobnie jest to jakaś trauma z dzieciństwa. Zapewne jakieś wydarzenie odcisnęło piętno na jego życiu. Nie wnikałam w szczegóły.
Nie byłam zadowolona z takiego stanu rzeczy, ale teściowa nie wtrącała się w nasze relacje, nie niszczyła rodziny, była dość wyrozumiała. Czasami nawet miała pozytywny wpływ na mojego męża. W ten sposób minęło kilka lat, a potem teściowa zachorowała i zmarła. Co więcej, to wszystko wydarzyło się nagle. Wieczorem poszła do sąsiadki, zaplanowała wyjazd na wieś do krewnych, a rano już się nie obudziła. Nie była jeszcze stara...
Od tego czasu nasze życie bardzo się zmieniło. Mój mąż zmienił się z mężczyzny w zdezorientowanego chłopca. Wszystkie formalności związane z pogrzebem zostały zorganizowane przeze mnie i jego siostrę cioteczną. Mąż brał leki na uspokojenie. Nie był w stanie trzeźwo myśleć. Czasami myślałam, że nie poradzi sobie. Martwiłam się o niego i o nasze dziecko.
Minęło trochę czasu i mój mąż zaczął się uspokajać. Dopiero potem powiedział coś, z czym do dziś nie mogę się pogodzić. Ciągle się o to kłócimy.
Planowaliśmy wziąć kredyt hipoteczny po tym, jak urlop macierzyński dobiegnie końca. W tej chwili nasz syn ma 2 lata, jest za wcześnie, żeby poszedł do żłobka, do tego nie ma nikogo, kto mógłby się nim zaopiekować, więc muszę jeszcze przez rok siedzieć w domu. Wynajmujemy mieszkanie. Ale mój mąż zdecydował, że skoro mieszkanie jego mamy stoi puste, to musimy się do niego przeprowadzić. Po co wynajmować?
Na początku byłam niezmiernie szczęśliwa - jego mama mieszkała w ładnym trzypokojowym mieszkaniu. Oczywiście należało odświeżyć mieszkanie. Pomyślałam, że z czasem wszystko zrobimy tak, jak chcemy. Ale bardzo się myliłam...
Przewieźliśmy nasze rzeczy i zaczęliśmy zadomawiać się w naszym nowym domu. Oczywiste jest, że każda kobieta musi poukładać wszystko po swojemu. Zrobić porządek w szafkach kuchennych, wyrzucić wszystkie niepotrzebne rzeczy. Robią to wszyscy. Tylko mój mąż uważał zupełnie inaczej.
Zaraz po przebudzeniu zaczęłam zauważać, że naczynia w szafkach ustawione są nie tak jak je zostawiłam, ale tak jak były kiedyś u teściowej. Najpierw filiżanki i spodki, nawet już popękane, a nasze były na samym końcu, ciężko było dosięgnąć.
Na początku myślałam, że to mój mąż je w nocy, a potem odkłada naczynia z przyzwyczajenia, tak jak wcześniej. Dopiero później zaczęłam zauważać, że dotyczy to każdego drobiazgu: kapci, ubrań, rzeczy, książek. Zostawiał wszystko na tych samych miejscach, tak jak robiła to jego matka. Milczałam, ponieważ myślałam, że potrzeba trochę czasu, żeby się przyzwyczaił.
Ale nic się nie zmieniało. Zaczęłam rozmawiać z nim na temat remontu. W końcu stara tapeta zaczęła się już odklejać i żółknąć.
Nie będziemy tu nic zmieniać! Jesteś tu nikim! - krzyknął mój mąż i wyszedł do pracy, trzaskając drzwiami.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Jeśli nie ja jestem panią domu, to kto? Teściowa, która już nie żyje? Cóż, wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy tylko przeprowadzili się tymczasowo. Nie miałabym nic do powiedzenia, ale jak mam teraz zareagować na coś takiego?
Postanowiłam opowiedzieć swojej mamie o tym, co się stało. Powiedziała, że powinniśmy z mężem o tym porozmawiać. Na spokojnie.
Być może nie chce niczego zmieniać w mieszkaniu ponieważ nadal żyje w iluzorycznym świecie? Czy jest to możliwe, że wymyślił sobie, że jego matka wyszła gdzieś na chwilę i niedługo wróci? W takim razie lepiej wynająć mieszkanie. Albo kupić własne. W ten sposób wszyscy będą szczęśliwi. Nie trzeba na niego naciskać.
Więc tak zrobiłam - zaczęłam z nim rozmawiać. Ale on natychmiast wpadł w szał i zaczął krzyczeć, że nie zamierza przeprowadzać się, więc jeśli go nie szanuję, to mogę przeprowadzać się sama. Ledwo zmusiłam siebie, żeby się uspokoić i nie jechać tego dnia do mamy. Naprawdę chciałam to zrobić. Postanowiłam jeszcze trochę poczekać. Wciąż jest w żałobie.
Nie odzywał się do mnie przez kilka dni. Był przygnębiony. Zdałam sobie sprawę, że potrzebny będzie dobry psycholog. Ale jak przekonać do tego męża? To nie jest łatwe zadanie. Kończy mi się cierpliwość. W końcu mam małe dziecko, a do tego mąż ciągle marudzi.
Główne zdjęcie: str