W naszej klasie był chłopak, Paweł. Nie wyróżniał się specjalnie, nie był kujonem, po prostu dobrze się uczył. Zwłaszcza był dobry z matematyki.
Brał nawet udział w niektórych olimpiadach i zdobył kilka nagród. Jego matka pracowała w szkole jako sprzątaczka i często pomagał jej po lekcjach.
Nosił wiadra z wodą, mył podłogi, ściany... na początku nawet mu dokuczano z tego powodu, ale zbytnio nie reagował, więc koledzy z klasy szybko się tym znudzili i już pod koniec gimnazjum wszyscy uznali to za całkiem normalne i czasem nawet pomagali jego mamie nosić wiadra z wodą po szkole.
Mieliśmy nauczycielkę biologii - Panią Różę, która była bardzo okropną osobą. Nazywaliśmy ją Różką.
Była osobą bardzo merkantylną i zawsze starała się być grzeczna i uprzejma wobec tych dzieci, których rodzice byli zamożni lub na dobrych stanowiskach. Natomiast niegrzeczna była w stosunku do tych, które takich rodziców nie miały.
Nie lubiła zbytnio Pawła. Jeśli nie przygotował się dobrze do zajęć lub wyróżniał się złym zachowaniem w klasie, zaczynała mówić do niego tego typu rzeczy: „nic w życiu nie osiągniesz”, „jesteś nieudacznikiem, będziesz ciężarem dla społeczeństwa”, „tacy jak ty tylko psują życie tym, którzy są wokół”.
Zawsze miał więcej kłopotów niż inni w podobnych sytuacjach, a z „wyjątkowymi” dziećmi była najsympatyczniejsza i najżyczliwsza.
Pewnego dnia, podczas jednej z takich sytuacji, wypowiedziała zdanie, które sprawiło, że nawet ja poczułem się bardzo nieswojo: „Pamiętaj, że syn sprzątaczki nigdy nie zostanie dyrektorem, tak jak syn dyrektora nigdy nie zniży się do bycia sprzątaczem!”.
Ponad połowa klasy zebrała się na 20-lecie ukończenia przez nas szkoły, Paweł również tam był. Zaproszonych zostało kilku naszych nauczycieli, w tym Pani Róża, choć nie była wychowawczynią w naszej klasie, to swego czasu była wychowawczynią równoległej klasy.
Różka, mimo że się zestarzała, jej osobowość się nie zmieniła - od razu zaczęła wypytywać każdego, kto co osiągnął.
Kiedy przyszła kolej na Pawła, sarkastycznie zapytała: „Pawełek, a ty co robisz, mam nadzieję, że nie myjesz podłóg?”. Nie próbując nawet uśmiechnąć się do żartu nauczycielki, Paweł spokojnie odpowiedział: „Buduję domy!”.
- A więc budowniczy? - zapytała Różka.
- Nie do końca. Mam własną firmę budowlaną... jestem dyrektorem generalnym - odpowiedział skromnie Paweł.
Różka zrobiła się blada. Ostatecznym ciosem dla niej było to, że kiedy miała opuścić kawiarnię, po niespełna godzinnym siedzeniu z nami, Paweł kazał swojemu kierowcy odwieźć ją do domu.
Wsiadła do samochodu z ponurą miną.
Główne zdjęcie: kakao.im